Kilka strzałów z lipcowej wycieczki do AMS:)
Do AMS chciałem pojechać już bardzo dawno temu, ale jakoś się nie składało, bo samochodem to kawał drogi, a dolecieć nie bardzo było jak, bo z POZ nic nie lata. Choć właściwie to lata, tylko trzeba się przesiadać. Z tym, że jak już się doleci, to na miejscu trzeba wynająć samochód, bo bez tego ani rusz, a, że jestem leniwy, to nie bardzo chciało mi się to wszystko organizować. Koniec końców zdecydowałem się jednak na opcję lotniczą. W dość przyzwoitej cenie udało się kupić bilety LOTem przez WAW. W planach było przy okazji zaliczenie lotu MAXem, bo jak rezerwowałem bilety to jeszcze latały;). Jak MAXy przestały latać to pojawiła się opcja B734, która też upadała. Dzień przed wylotem w systemie był jeszcze B738 LOTu, ale koniec końców w WAW podstawili E95, co oczywiście wywołało niemały chaos w WAW, bo mniejszy samolot itp itp. Na dzień dobry miałem ponad godzinę opóźnienia na locie WAW-AMS, czyli wszystko "fajnie" się zaczęło;). Jeszcze lepszy numer był na powrocie, bo również w ostatniej chwili zamieniono samolot z B73 na E95, a do tego przyleciał 2h opóźniony, a wystartował 3h po planowanym czasie, w związku z czym nie zdążyłem na przesiadkę do POZ. Muszę jednak pochwalić LOT, bo nie dość, że w środku nocy przywiózł mnie z WAW do domu taksówką, to jeszcze bez marudzenia wypłacili mi 250€ odszkodowania.
Co do samego spottingu w AMS. Liczyłem na sporą ilość jumbo, ale udało się to średnio, żeby nie powiedzieć słabo. Udało się trafić kilka KLMów, ABC i jednego Cargoluxa. Reszta starowała/lądowała na innych kierunkach. Fartem w ostatniej chwili udało się trafić Orange Pride i SkyTeamowego B77W KLM. No, ale taki urok AMS, mają 6 pasów to z nich korzystają. Poza 747 w planie było pojmanie Air Mauritiusa, Xiamena, A343 Surinamu i może przy odrobinie szczęścia AMX w malowaniu Quetzalcoatl. I to akurat się udało:)
Co do samych miejscówek - AMS pokazuje, że nie trzeba stawiać pięciometrowych płotów z drutem kolczastym i SOListą z karabinem pilnującym obejścia. Drabina niepotrzebna, ogrodzeń w większości miejsc nie ma, dookoła trawka, nic tylko brać kocyk i robić piknik połączony z foceniem. Można? Można. Jedynym minusem jest to, że trzeba się najeździć. Bez samochodu lub roweru albo jakiegokolwiek "prywatnego" transportu ani rusz. "Wyposażyłem" się więc w Kię Picanto i wybrałem się na zwiedzanie amsterdamskich miejscówek. Efekty poniżej:)
Start z 24 (Kaagbaan):

Lądowania na 18R (Polderbaan)














cdn;)